Recenzja ta pierwotnie ukazała się na blogu mojej koleżanki. Ze względu na kompletność zamieszczam ją również tutaj.
Po książki medyczne sięgam nader często. O ile ostatnio czytana “Immunologia kliniczna” nie wzbudziła we mnie zachwytu, o tyle dziś będę się rozpływał nad “Medycyną rodzinną”, będącą pracą zbiorczą pod redakcją prof. dr n. med. Bożydara Latkowskiego et al wydawnictwa PZWL. Jako człowiek niemedyczny, cenię sobie umiejętność jasnego przekazania wiedzy, bez motania jej w niepotrzebną fachową otoczkę, ze świadomością, że czasem pewien stopień takiego omotania jest wręcz niezbędny. Po prostu dobrze mi się czyta książkę, gdy co zdanie nie muszę sięgać po telefon i wklepywać danego hasła w wikipedię, żeby przypomnieć sobie lub zrozumieć jak coś działa, bo książka tego dostatecznie nie wyjaśnia. Aż z rozrzewnieniem wspominam czasy, jak to zabierałem się pierwszy raz do “Władcy Pierścieni” po ichniejszemu, młodym techbazistą będąc. Ach, te ciągłe wycieczki do słownika języka angielskiego. Ale jak to mawiają nasi sojusznicy zza południowo-zachodniej granicy, to se ne vrati. Trzeba iść do przodu.
Wracając do meritum, zastałem książkę podzieloną na sensowne rozdziały, ułożone w logiczną kolejność. Najpierw określmy moje oczekiwania co do tej książki – czytając ją, chciałem nabyć wiedzę przynajmniej w części zbieżną ze specjalizacją medycyna rodzinna, co by rozdawać porady bardziej medyczne niż pseudo, familii i znajomym. Żarcik. Po prostu chciałem się dowiedzieć, co takiego robi taki lekarz rodzinny i jak to wygląda z jego perspektywy, w świadomości utrwalił mi się bowiem zapewne bardzo krzywdzący obraz człowieka wypisującego antybiotyki i skierowania do innych specjalistów. Tak więc chciałem zestawić ten obraz z rzeczywistością.
Zastałem książkę bardzo sensownie ustrukturyzowaną. Otwierała się ona nie wiedzą medyczną, ale prawodawstwem i ekonomią, a nawet zasadami organizacji placówki POZ! Czegoś takiego zupełnie nie spodziewałem się po podręczniku medycznym. Opisano również zagadnienie jakości opieki medycznej, którą taki lekarz powinien stale podnosić.
Ponad jedną czwartą książki zajmował rozdział 15, o szumnym tytule “Problemy pediatryczne w praktyce lekarza rodzinnego”, który spokojnie mógłby być wydzielony jako osobna książka. Podrozdziały, jeśli nie były poświęcone opiece nad noworodkiem, opisywały po kolei podsystemy takiego małego człowieka i najczęstsze jego przypadłości. W podobnym tonie utrzymana jest reszta książki – również przesuwa się to układami ludzkimi i opisuje ich najczęstsze schorzenia. Żeby nie było, że tylko o dzieciach – rozdział 23 opisany jest problemom osób starszych, ale w żadnym razie nie jest tak przepastny jak ów rozdział nr 15.
Podsumowując, jest to książka zawierająca dużo skondensowanej wiedzy. Słowem, można się z niej uczyć, choć to jednak nie było zasadniczym celem mojej lektury. Były rozdziały, gdzie co mniej więcej czwarte zdanie udawałem się w kierunku wikipedii, głównie by uzupełnić wiedzę o różnych chorobach, które taki lekarz powinien w procesie diagnostycznym wziąć pod uwagę. Nie zwalniało to jednak znacząco mojego tempa, a lektura była zrozumiała i ogólnie rzecz biorąc nawet przyjemna. Jak osoba posiadająca jakąś tam wiedzę medyczną, byłem wręcz zaskoczony jak odległe czasem etiologie (przyczyny chorób) rozważyć musi taki lekarz, włącznie z domniemaniem że pacjent zwyczajnie nie stosuje się do zaleceń, na co w trakcie książki zwrócono uwagę kilkukrotnie (jeśli nie więcej). Mówiąc krótko – książka w sposób zwarty i kompleksowy opisuje, jeśli nie wyczerpuje zagadnienia, i jest przydatna również dla ludzi zainteresowanych tematem chorób, zapadalności i diagnostyki, niekoniecznie reprezentującym kierunek lekarski.
Wracając do obrazu lekarza rodzinnego, czy też lekarza w ogólności, to po lekturze odniosłem wrażenie że medycyna rodzinna jest przekrojem z wszystkich dziedzin i szczerze podziwiam tych ludzi, za obłędną ilość pierdół jaką muszą sobie zapakować do głowy. Trochę dostrzegam tu związek z swoją dziedziną, bowiem cytując Jargon File (słownik subkultury hakerskiej – przyp.aut.).
Mimo że wysoka inteligencja ogólna jest powszechna wśród hakerów, nie jest to sine qua non, którego można by oczekiwać. Inna cecha jest prawdopodobnie jeszcze ważniejsza: umiejętność mentalnej absorpcji, utrzymania w głowie i odniesienia się do dużych ilości “bezsensownych” detali, ufając, że późniejsze doświadczenie nada im kontekst i znaczenie. (tłum. aut. )
Z tego co widzę, podobnie jest i u lekarzy. Pozdrawiam wszystkich medyków tej i innych specjalizacji i serdecznie polecam “Medycynę rodzinną” PZWL-u!
P.S.: Ciągle nie mogę sobie odpuścić, że zamiast na medycynę poszedłem na informatykę.
P.P.S.: Ta książka pomogła mi ulepszyć swoją higienę stomatologiczną. Poważnie!