Jestem już po praktykach wakacyjnych na I roku kierunku Ratownictwo medyczne, tak więc jestem w stanie napisać kilka słów na ten temat.
OIOM
Wybrałem sobie OIOM (lub dla tych którzy lubią precyzyjne nazewnictwo OAiIT) o którym mało kto wiedział, że w moim mieście istnieje pod nazwą Uniwersytecki Szpital Kliniczny nr 1 Podkarpackie Centrum Chorób Płuc Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii i taką też pieczątkę mam wpisaną w kajet. Był to mały, kameralny wręcz OIOM, z trzema łóżkami, tak więc tak jak człowiek przychodził o 7:30 tak zlecenia były gotowe o 11:00 i o tej porze człowiek opuszczał przybytek.
Jak działa szpital
W szpitalu mamy łóżka, mamy również chorych. Lekarze również o pewnych porach (zwykle one są stałe i ustalone, np. 8 rano, 10 rano, 12 rano, 16 rano, choć zwykle rano są 3 razy dziennie – rano, po południu i wieczorem). Lekarze piszą nam takie zlecenia na kartkach, zazwyczaj na tej samej kartce dla tego samego pacjenta. Zlecenie lekarskie trzeba wykonać, choć czasem trzeba się trochę napocić żeby 1) przekonać pacjenta do tego zlecenia 2) móc namówić go do tego zlecenia, bo pacjent ma również prawo do odmowy wykonania danego zlecenia (gdyż w tzw. etyce medycznej prawo autonomii pacjenta jest chyba najważniejszym prawem pacjenta) 3) jeśli pacjent jest w stanie psychicznym wskazującym do zmuszenia go do poddawania go danemu zabiegowi (zwłaszcza popularne na psychiatrii). Każdemu pacjentowi na OIOMie realizujemy te zlecenia osobno, zwłaszcza gdy dochodzi do tego zlecenie pomocnicze, którego lekarz nie wpisał, a które i tak trzeba wykonać (np. odessanie dróg oddechowych pacjenta na respiratorze), zmiana jego pozycji żeby przeciwdziałać odleżynom.
Na OIOMie człowiek uczy się sporo właśnie takich manualnych czynności, zwłaszcza że przy topowym obłożeniu na OIOMie były 2 osoby. Na innych oddziałach poza OIOM-em i SOR-em lekarze robią również obchody, ale tych oddziałów one nie dotyczyły.
Tyle słowem OIOM-u. Czas na SOR.
SOR i Izba Przyjęć
Na nasz SOR można było podpisywać praktyki tylko na jeden SOR w mieście, gdyż w momencie gdy praktyki ruszały dopiero w drugim szpitalu w mieście (szpital MSWiA) uruchomiono drugi SOR, co zmniejszyło nam wolumen pacjentów (wszyscy wszak chcieli na ten drugi SOR). SOR był tutaj częścią większego szpitala w kilkoma oddziałami (w tym trzema kardiologiami i dwoma oddziałami pediatrycznymi). Tak więc student swoją przygodę ze szpitalem zaczynał od Izby Przyjęć (ściślej Kancelarii Zapisów i Wypisów), w której po wejściu wejściem tylko dla personelu dostawało się kartę pacjenta, w której podpisywało się skąd pacjent jest przekazywany – prawie zawsze IP, godzina, data i podpis studenta, który tego pacjenta tam zawoził (bądź eskortował). Raz pamiętam jak na Alergologii pani pielęgniarka opierdzieliła mnie za brak pieczątki – zaproponowałem jej że podbiję jej swoją pieczątkę biegłego sądowego, szybko wycofała się z tego pomysłu.
Tak więc kilka pierwszych dni spędziłem na eskortowaniu pacjentów wte i wewte. Był to świetny sposób na poznanie topologii szpitala, zwłaszcza gdy RTG przestały działać. Najpierw przestał działać centralny RTG, tak więc wszystkie zlecenia przejmował SOR (rejestratorka SORu miała wzrok potrafiący zabijać), ale potem ten RTG też wyzionął ducha, tak więc wszyscy pacjenci trafiali na pediatryczny RTG.
Potem przyszedł czas na SOR. Kiedy ludzi na IP było już coraz mniej (i pozostało tylko siedzieć w pokoju socjalnym i czekać na telefon) znudzony student poszedł już na SOR. SOR działa tak trochę jak OIOM – podobnie też są zlecenia lekarskie, choć tutaj zlecenia może wystawić również pielęgniarka ratunkowa lub ratownik medyczny. Czasem pojawi się również lekarz, lub trzeba zawieźć pacjenta na RTG/KT/rezonans/USG. I tu pojawia się problem, bo nie ma kolejki, o kolejności decyduje technik/lekarz. Czasem wraca się na SOR z opisem, czasem bez – wtedy słownie recytuje się oddziałowej co tam u pacjenta znaleziono. Przypominam że celem SORu jest stabilizacja pacjenta i przekazanie go na odpowiedni oddział, więc na wyżywienie na SOR nie na co liczyć.