O grupach heteogenicznych

Chciałbym w tym momencie opowiedzieć Państwu, jak to jest być starostą na 1 roku Ratownictwa medycznego niestacjonarnie. Starostą zostałem wybrany (przez panią opiekun roku) w momencie, jak nikt się na pierwszym spotkaniu nie zgłosił żeby nią być. W momencie gdy pani opiekun stwierdziła, że będziemy tu siedzieć do wieczora, złamałem się i postanowiłem zostać starostą. W tym momencie, zachęceni, zgłosili się na zastępców starosty panowie D. i G.

Pan D. to spoko koleś. Siedzi na tej uczelni już kilka lat, usiłując skończyć jakikolwiek kierunek medyczny. Na zastępcę starosty się nadawał rewelacyjnie, zwłaszcza że wiedział jak ten interes się kręci.

Parę słów o grupach heterogenicznych – parę lat temu studenci naprawdę potrafili się zebrać do kupy w myśl “jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Teraz to zupełnie zanika. Nie wiem czy to wina tego, że większość z moich kolegów z roku to słynne Gen Z, ale każde ciągnie w swoją stronę, chcąc z siebie dać minimum. Ot przykład na zaliczenie przedmiotu Etyka – każde z nas miało w grupach opracować pod względem etycznym jakiś przedmiot. Moja grupa, pod moją komendą, przygotowała się tak, że zidentyfikowaliśmy kilka podproblemów, po czym dobraliśmy się w pary – jedna osoba prezentowała stanowisko A, druga NieA. Dostaliśmy pięć. Co zaś zrobiła grupa pierwsza – na pytanie etyczne “Czy należy robić badania prenatalne” odpowiedziała “kategorycznie nie, bo to grzech”. Później okazało się że elaborat ściągnięli gdzieś z internetu (z jakiegoś ugrupowania pro-life), tak więc wykładowca obniżył im oceny. Wkurzył się. “Proszę Państwa, to jest uniwersytet, a nie szkółka niedzielna”. Minimum wysiłku, z oczekiwaniem maksimum efektu.

Jednocześnie, jak w dowodzeniem prawie każdym, nigdy nie było sytuacji w której każdy byłby zachwycony. Zawsze był ktoś niezadowolony. Zwłaszcza wychodziło to, przy próbie przełożenia zajęć na inny termin. Zresztą gdy opowiedziałem historię w pracy, jeden z kolegów, który również był starostą, odpowiedział swoim kolegom “jeśli myślicie, że tutaj jest demokracja, to bardzo się mylicie”. Generalnie koledzy z roku żyją w myśl zasady “zero ustępstw, ma być po mojemu”. Najlepiej żeby wszystko mieli podsunięte pod nos. Faktycznie, podsuwałem im sporo – cały rok pisał z mojej ściągi na zaliczenie z Biofizyki, jeden z kolegów miał to nawet otwarte na egzaminie na telefonie trzymanym na nodze. Splendid. To całe gen Z naprawdę ma poryte w głowach.

W pewnym momencie, przed zajęciami z Zdrowia publicznego, pan G. wyszedł na mównicę i stwierdził że są nastroje, żeby zmienić starostę i pragnie zaproponować swoją kandydaturę. Byłem również za. Zastępcy starosty zostali również wymienieni. I tyle w tym temacie.

Potem panowi G., nowemu staroście, dostała się od roku zjebka za przekładanie terminów zajęć. Komuś się to po prostu nie spodobało, a jak już ustaliliśmy, fakt że coś się nie podoba jednej osobie jest dostatecznym powodem żeby drzeć ryja w niebogłosy. Po tygodniu dostałem od niego wiadomość o następującej treści “szkoda mi nerwów. Teraz rozumiem, jak miałeś przejebane”. Pan D. skwitował to następująco “no niedługo mu zeszło”.

Konkluzja – gdy zarządzamy grupami heterogenicznymi, róbmy to z twardą ręką. Zawsze bowiem będą bardziej i mniej zadowoleni. Jedyne kryterium, które nam zostaje, to albo nasze widzimisię albo dyktatura większości. Na studiach przeważnie zawsze są drugie (i trzecie) terminy, więc nawet dwóm czy trzem osobom jak zgubi się gdzieś zerówka to nie problem, zwłaszcza że są to studia niestacjonarne, więc prawie każdy (minus bananowe dzieci, którym rodzice fundują studia, ale to mniejszość).

Published

By Piotr Maślanka

Programmer, certified first aider, entrepreneur, biotechnologist, expert witness, mentor, former PhD student. Your favourite renaissance man.

Leave a comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.