Rzeczy o których dowiedziałem się dopiero po trzydziestce – cz. 2

Podtytuł części: “Uśmiech na Twojej twarzy, słodziaku, jest najważniejszy”

Wyjaśnienie tytułu. Tutaj czytelniku postaram Ci się sprzedać pewną koncepcję życia. Możesz się z nią nie zgodzić. Jeśli nie zgadzasz się i chcesz mi coś przekazać, najlepiej zrób to pod adresem pmaslanka@smok.co .

Najpierw wyrzućmy trochę koncepcyjnego gówienka z rozmowy. Wiecie co to jest całka? Nie uważaliście na studiach? Spoko, zaraz ją wam wyjaśnię.

Wyobraźcie sobie wykres iks-igrek. Iks to czas Waszego życia, wyrażany w dniach, w latach, w sekundach, wybierzcie sobie dowolną jednostkę miary czasu. W osi ygrek oznaczcie swoje szczęście w formie liczby. Czujecie się szczęśliwi w skali 5? Dajcie na osi 5. Czujecie się mega szczęśliwi? Dajecie 10. Skala którą zastosujecie jest bez znaczenia.

Skala ta zaczyna się nie w zerze w momencie kiedy uzyskujemy prawo do odczuwania szczęścia. Wartość ta dla każdego będzie inna, dla mnie osobiście zaczyna się w okolicach lat 16. Dla odczuwających matmę inaczej – oznacza to że wartość do tego momentu jest zerowa.

Teraz zasadnicza idea artykułu jest taka, żebyście starali się maksymalizować swoje szczęście, tak aby pole powierzchni wyznaczone krzywą tego szczęścia wobec czasu (czyli po matematycznemu całka) tego wykresu była jak największa. W danej chwili czujecie nieszczęście? Poprawcie sobie nastrój, byle nie destrukcyjnie (np. alko, ćpanie, albo hazard). Możecie trochę wytrzymać, żeby w przyszłości wasze szczęście rozbłysło jasno niczym supernowa? Dawajcie. Równocześnie nie czekajcie zbyt długo, bo staniecie się zgorzkniali i będziecie odmawiać sobie prawa do szczęścia. Wy najlepiej wiecie, co przyniesie Wam szczęście, więc zarządzajcie nim, tak jak zarządzacie codziennym budżetem. Wizja, którą Wam chcę tutaj sprzedać, jest niezwykle prosta. Po prostu róbcie tak, by być szczęśliwi. Żyjcie dobrze, bądźcie dobrymi ludźmi, dawajcie z siebie 120% (Dzieje 20:35), ale jednocześnie pamiętajcie, by czasem uszczknąć coś z życia.

Generalnie chodzi o to, aby starać się być jak najwięcej szczęśliwym i jak najdłużej. Tak prostymi słowy, po polsku.

Mi na przykład humor masakrycznie poprawia pomaganie ludziom bezinteresownie. Na przykład 2 dni temu na przystanki dziecku stłukł się telefon. Zalewał się łzami i wysiłki równieśników by poprawić mu nastrój spełzły na niczym. Uniosłem się więc swoją wiedzą na temat zbitych ekranów i nie minęło 5 minut a już chichrał się z kolegami. Z tego też powodu planuję w niedalekiej przyszłości zostać ratownikiem medycznym. Dzielą mnie od tego tylko 3 lata studiów i sześciomiesięczne praktyki. Inna sprawa jest taka, że informatyka nie ma już dla mnie tajemnic (dla niezorientowanych: siedzę już 20 lat w branży), może pozostają pewne biblioteki czy frameworki, ale wiem jak one działają, bo już przerabiałem dla nich alternatywę.

Rozważmy przykład. Przyjaciółka ma chłopaka, któremu do perfekcji brakuje pomaganie w codziennych sprawach domowych. Kapie kran? W końcu przestanie. Trzeba odkurzyć? Ja pogram sobie na konsoli. Niefajnie, prawda? Dodatkowo dołuje ją praca w lokalnym Karynexie, gdzie będąc pracownikiem entry level odpowiedzialna jest literalnie za wszystko. Plany zarządu? Weź nam powiedz. Pacjentów do badania trzeba zrekrutować? Weź to zrób. Przeprowadź na nich badania? Ruchy, ruchy. Skutkiem czego między wypadami organizowanymi przez chłopaka do innych miast jej pole powierzchni pod krzywą (z informatyczno-farmaceutycznego punktu widzenia znane też jako AuC, Area under Curve). nie jest zazwyczaj zbyt wysokie. Z przyczyn oczywistych, takie zachowanie nie jest zbyt dobre.

Druga przyjaciółka ma nerwicę i cały alfabet chorób psychicznych, oprócz duszy 80-latki i przeświadczenia że widziała już wszystko, teraz pora na eutanazję, z uzależnieniem włącznie. Podjąłem się jej leczenia, gdyż kiedyś byliśmy dość blisko, w tym roku nawet bliżej, jednak odsunęła się, nie wierząc już w ogóle w to, że kiedyś będzie szczęśliwa. Jej psychiatra powiedziała “pas” i literalnie wyrzuciła ją za drzwi, więc jest w ślepym zaułku medycyny i ochrony zdrowia. Organizuję jej również zagraniczne leki, gdyż w Polsce dany środek nie funkcjonuje w lecznictwie. Nie jest tak, że daję jej tego pod korek, każdy następny blister poprzedzony jest odpowiednim rekonesansem chorobowym i jest wypisany na szczególny odcinek czasu. Muszę się wszak przygotowywać do zbierania wywiadu od pacjentów, skoro mam zostać ratownikiem medycznym. Nie dziwię się, jest skomplikowanym przypadkiem, a compliance wobec moich zaleceń jest co najmniej na poziomie 20% (tj. trzyma się zaleconych przeze mnie poziomów leków, ale na terapię już nie pójdzie bo po co, mimo że suszę jej o to głowę praktycznie co tydzień).

Swoją drogą randomowa wstawka autoreklamowa – niedawno odkryłem zalety wstawania o 0510. Autobus mam 0555, sunie przez miasto bez niczego bo jeszcze brak korków, przesiadkę mam w zasadzie od razu, bo mój drugi autobus melduje się na przystanku literalnie za minutę, dzięki czemu wysiadam z jednego autobusu i wchodzę do drugiego, tak więc melduję się w pracy 0620. Polecam, Piotr Maślanka. Zresztą teraz i tak mam rower elektryczny, więc wstaję o której chcę i jestem w 30 minut w firmie, ale złapałem chyba bakcyla wczesnego wstawania.

Ziomek który pracował w firmie fintechowej i teraz przeszedł do banku miał dobrą dziewczynę. Pal licho że 11 lat młodszą od niego, pal sześć że go rzuciła. Wydawał się być szczęśliwy, mimo że związek był na dystansie około 300 km, po tym jak dziewczyna wyniosła się na studia. W końcu go rzuciła. Płacz i zgrzytanie zębów, zwłaszcza że mieszka z ludźmi umówmy się mu nieprzychylnymi. Na wszelkie moje przyjacielskie zapewnienia w stylu “jestem tu, gdybyś chciał pogadać” reaguje alergicznie, zupełnie jakby nie znał podstaw psychologicznych zarządzania nieszczęściem. Ja naprawdę wziąłbym na siebie chociaż część nieszczęścia, gdyby się dało. W końcu to mój przyjaciel, a ja staram się dbać o swoich przyjaciół.

Żeby nie narazić się na zarzut że podaję tylko nieszczęśliwe przykłady, podam tutaj przykład pozytywny. Przyjaciółka niedawno wyzwoliła się z szponów uzależnienia, co również zadziałało fantastycznie na jej zaburzenia lękowe. Inna sprawa że rozgrywa ona swoje życie w sposób absolutnie niedający szans uzależnieniu (pomagam, jak umiem) – to znaczy jej dzień wydaje się być wypakowany po brzegi, nie dając nawet cienia szansy powrotu do nałogu. Cóż, trzymam kciuki i oby tak dalej. Wszak nasza waga czy wzrost czy kolor oczu jest nieistotny, tak długo jak nie ćpamy. Problemy rozwiązujmy tak jak kat zabija 100 skazańców – po kolei. W istotny sposób poprawiła ona swoje AuC szczęścia i jest modelowym przykładem.

Psychologiczne podstawy nieszczęścia

Niedawno wpadł mi w ręce numer Newsweek Psychologia, dwumiesięcznik. Z tytułem “Życiowe kryzysy – jak pokonywać trudności”. Wierzę, że gdyby ów ziomek nie był tak bardzo przeświadczony o własnej nieomylności i nie brał “jestem tu…” za jakąś formę psychologicznej napaści i tortury, to byłby 1) szczęśliwszym człowiekiem 2) nie dałby swojemu poziomowi szczęścia tak bardzo runąć w dół. Bo o swoje szczęście trzeba w życiu się upominać, czy to kończąc nieszczęśliwe związki, czy też po prostu wymagając więcej. Ale wymagając więcej od świata, pamiętajmy o tym, żeby temu światu dawać też od siebie więcej. Inaczej będziemy samolubni, a to z mojego doświadczenia prowadzi do zgorzknienia i ustawienia sobie maksymalnego odczuwalnego poziomu szczęścia gdzieś tak w okolicach 3 (w skali od 1 do 10).

Inna sprawa, że wiedza poprawia nam życie, a ceną niewiedzy (lub pomyłki) jest po prostu edukacja. Tylko szaleniec robi wciąż to samo i oczekuje innych rezultatów (jak przyjaciółka z alfabetem). Jeśli doświadczamy nieszczęścia, możemy rozebrać je na czynniki pierwsze i samemu, lub przy pomocy terapeuty, zdać sobie sprawę z tego co jest potrzebne aby przeciwdziałać nieszczęściu, żeby przy odrobinie (nie)szczęścia nie przerodziło się ono w zaburzenia lękowe. Inna sprawa, z której zdanie sobie sprawy bardzo poprawiło moje osobiste lęki, jest uświadomienie sobie, jak bardzo wszechświat ma nas w dupie. Ludzie, przeciętnie, myślą o sobie przez 90% czasu. Z tego 90% czasu myślą o innych w kategorii “co ta osoba o mnie myśli”, a tylko w 1% czasu włącza im się empatia i próba zrozumienia tego, co my właściwie w tej chwili odczuwamy. Cóż, jesteśmy tylko małym elementem wszechświata i im szybciej to zaakceptujemy, tym lepiej. Jak powiedział pan Jezus “poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.

Pozwolę sobie jeszcze na odchodne przytoczyć manifest Al-Anon gdyż bardzo on do mnie przemawia:

  • Właśnie dziś przeżyję dzień dobrze, nie próbując natychmiast rozwiązać moich wszystkich problemów. Jestem w stanie czynić przez dwanaście godzin to, co przeraża mnie, gdy pomyślę, że miałbym znosić przez całe życie.
  • Właśnie dziś będę szczęśliwy: spróbuję w ten sposób pokazać, że rację miał Lincoln, mówiąc: „Ludzie są na tyle szczęśliwi, na ile sobie pozwolą”.
  • Właśnie dziś dostosuję się do tego, co jest, a nie będę próbować naginać wszystkiego do moich własnych życzeń. Przyjmę “los” taki, jaki mi ten dzień przyniesie i postaram się do niego dostosować.
  • Właśnie dziś spróbuję ćwiczyć mój umysł. Nauczę się czegoś użytecznego. Nie będę próżnować. Przeczytam coś, co wymaga wysiłku umysłu i koncentracji uwagi.
  • Właśnie dziś będę się doskonalić duchowo trzema sposobami:
    • wyświadczę dyskretnie komuś coś dobrego (gdyby ta osoba dowiedziała się o dobrym uczynku, to nie będzie się on liczył);
    • wykonam przynajmniej dwie rzeczy, na które nie mam ochoty;
    • spróbuję nie okazać, że moje uczucia zostały zranione, mogę czuć się dotknięty, ale dziś tego nie okażę.
  • Właśnie dziś będę zgodny z otoczeniem. Postaram się wyglądać jak najlepiej, ubiorę się odpowiednio, będę mówić spokojnym tonem, będę uprzejmy i nie będę nikogo krytykować. Postaram się nie doszukiwać wad, nie będę ulepszać nikogo, ani nikim kierować z wyjątkiem siebie samego.
  • Właśnie dziś będę miał plan działania. Może nie będę trzymał się go ściśle, ale będę go miał. Uchroni mnie to od pośpiechu i niezdecydowania. Znajdę spokojne pół godziny tylko dla siebie i odprężę się. Postaram się wtedy popatrzeć na moje życie w nowy sposób.
  • Właśnie dziś pozbędę się obaw. Przede wszystkim nie będę się bać cieszyć tym co piękne. Spróbuję zaufać, że to, co ja daję światu, wróci do mnie z powrotem

Tak więc kupmy sobie dobrą książkę o przeżywaniu kryzysów, albo przejdźmy się na kilka sesji do terapeuty. To naprawdę pomaga – testowałem na sobie. Zdrówka i pozdro, sportowe świry!

Published

By Piotr Maślanka

Programmer, paramedic, entrepreneur, biotechnologist, expert witness. Your favourite renaissance man.

Leave a comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.